Każdego roku,  w dniu 10 Października stawiam symboliczną świeczkę na cmentarzu.  Dla mnie  to dzień żalu i zadumy. Dziś w kalendarzu kolejny smutny dzień. Dziś 15 października mamy „Dzień Dziecka Utraconego”, to niestety to także mój symboliczny dzień. Ten dzień pewnie, dotyczy wielu z Was, Waszych koleżanek, sióstr i mam. Zbyt wielu, z tego, co wiem! To dzień, w którym moje myśli wracają do wydarzeń sprzed 9 lat. Trudno, jest przeżywać się żałobę, gdy nie mieliśmy szansy zobaczyć własnego dziecka. Nie wiem, czy byłby to chłopiec, czy dziewczynka. Tego nie dowiem się już nigdy.

Wiem jedno, w  tym roku wypadałby 8 urodziny mojego dziecka.  Dziecka, którego  nigdy nie zobaczyłam. Wiem jednak, że nigdy nie zapomnę o Jego istnieniu. Istnieniu maleńkiego człowieczka, którego serduszko dopiero co zaczynało bić, istnienia, które zgasło zbyt szybko.

„Bose aniołki siedzą na chmurkach.Nie było nam dane nam się poznać, spojrzeć sobie w oczy, przytulić i pobyć ze sobą.
A każdy lekko jak piórko fruwa
I każdy czuwa, cichutko czuwa
Nad tatą, który płakać nie umie, nad siostrą-bratem, która nic nie rozumie,
Nad dziadkiem, babcią smutną czasami i swoją mamą -osnutą łzami
I każdy woła cicho z daleka: mamo już nie płacz, mamo ja czekam…”

Nigdy o Tobie nie zapomnę………

Los podarował mi zaledwie 9 tygodni z Tobą. Bardzo się ucieszyłam, kiedy zamieszkałaś pod moim sercem. Już wtedy wiedziałam, że pokocham Cię z całego serca. Tak bardzo chciałam, aby te chwile trwały wiecznie. A  to, co  się potem  wydarzyło, okazało się tylko złym snam. Niestety to wszystko jet  prawdą, jestem mamą, która przedwcześnie straciła dziecko. Dziecko, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci i sercu. Jednak pamięć o Twoim istnieniu zostanie  już na zawsze. To był cudowny czas, czas rodzącej się dopiero miłości. Niestety nie dane nam było przeżyć razem wszystkich tych wspaniałych chwil, o których marzyłam. Jedyne co po Tobie mi pozostało to pamięć, zdjęcie usg i głęboka wyrwa w sercu.  Bez względu na to,  jak krótko dałeś/as mi radość, na zawsze pozostanesz w  moim sercu.

Jak żyć, kiedy przychodzi  ten dzień  bez nadziei, radości, miłości i przyszłości 

Choć minęło już  kilka lat to wspomnienia  wracają.   „10 października 2010, wieczór ja w 9 tygodniu ciąży, nagłe zasłabnięcie a potem już niewiele z tego pamiętam. Wszystko działo się tak szybko, ocknełam się tylko, kiedy usłyszałam te słowa, których wolałabym nigdy nie usłyszeć”.

Proszę Pani, niestety muszę potwierdzić najgorsze, straciła Pani dziecko, musimy Panią wyłyżeczkować. Czuję, że opadam z sił, łzy spływają mi po policzkach i nie mogę nad tym zapanować. Chcę krzyczeć “Nie! Nie! Nie! ale nie mogę, coś mnie dławi, zaciska gardło i dusi. Jedna myśl, to nie może być prawda! Nie, to nie o mnie mowa

 Szpital, zabieg, pobudka ok. 6.30 i dźwięk, który towarzyszył mi bardzo, ale to bardzo długi czas. Chyba byłam w szoku. Sama nie wiem, jak to przetrwałam, nie było lekko. Po zabiegu, z którego nic nie pamiętam, ocknęłam się dopiero w sali, wśród „kobiet z brzuszkami”. Nic więcej nie pamiętam! Może i lepiej. Nie wiem co się ze mną działo przez te kilka godzin. Pamiętam tylko jak po narkozie i zabiegu, obudziłam się wśród przyszłych mam, dwie z nich podłączone były do ktg. Słysząc bicie serduszek ich dzieci i powoli umierałam. Umierała jakaś cząstka mnie, ja niestety nie zdążyłam posłuchać bicia serca mojego nienarodzonego dziecka. Zawalił się mój cały świat, mimo iż w domu czekał na mnie 10-letni syn.

Do dziś pamiętam sny, jakie miałam. I ten koszmar, który wracał prawie co noc. Pamiętam, jak mąż mnie wtedy uspokajał, przytulał i pocieszał. Jednak ja wtedy potrzebowałam tylko spokoju i ciszy. Wiem, że czasem zachowywałam się strasznie i dziękuje mu, że wytrzymał wszystkie moje złe humory i nastroje. Jemu wtedy też nie było łatwo, ale ja chyba byłam za bardzo skupiona na sobie, żalu, jaki miałam do świata i do losu. Trwało to naprawdę długi, długi czas i wydawało mi się, że jak po 2,5 roku znowu udało mi się zajść w ciążę, kiedyś myślałam, że Jaś wynagrodzi mi to wszystko. Jednak nie jest, mam 2 naprawdę wspaniałych synów, których bardzo kocham, jednak każdego 10 października rana na sercu otwiera się na nowo. Żyję wspomnieniami maleńkiej istotki, która zamieszkała pod moim sercem i tak szybko odeszła.

Jak żyć po poronieniu?

Zapomnieć się nie da, żyć trzeba dalej. Po latach wspomnienia wciąż wracają, a ja wciąż rozdrapuję tę ranę. Wracają w snach, na ulicy, kiedy mijam małe dzieci, kiedy jestem na cmentarzu, w sklepie. Często budzę się w nocy spocona, a potem długo nie mogę zasnąć. Dziś chyba podświadomie, po raz kolejny miałam sen, bardzo realistyczny. Śniła mi się mała dziewczynka z jasnymi lokami i trzymała mnie za rękę. Byliśmy nad morzem, szliśmy plażą, a ona coś do mnie mówiła, jednak ja nie słyszałam jej głosu. Wiecie, do dziś nie umiem sobie z tym poradzić, wiem, że takich wspomnień i wydarzeń nie da się wymazać z pamięci. Nie da się zrobić resetu i zapomnieć. Wiem, że takich kobiet jak ja są miliony na świecie i każda z nas przeżywa swoją tragedię na własny sposób.

Być może wśród rodziny, znajomych macie takie osoby jak ja, i wierzcie mi, że nie da się tego zapomnieć i wymazać z pamięci. Wiem, że czasem chce się takiej osobie pomóc tylko nie wiadomo jak. To jest na pewno ciężki czas dla wszystkich bliskich, jednak warto obok tej osoby być, czasem tylko być nic nie mówiąc. Inną sprawą jest traktowanie kobiet po poronieniach w szpitalach, w których naprawdę nie ma czegoś takiego jak współczucie, empatia. Bo przecież jak można kobietę po poronieniu położyć w sali z przyszłymi mamami.

Jeżeli jesteś  mamą „Aniołka”, a masz wokół siebie bliskie Ci osoby. Dzieci, które Cię potrzebują, nie odtrącaj ich. To co było już nigdy się nie wróci. Nie warto tego na siłę wymazywać  z pamięci, tak się nie da, ale warto poświęcić swój czas swoim bliskim.  W moim przypadku po 9 latach pamięć o mojej małej kruszynce, jest wciąż jest żywa. Nie umiem zapomnieć i nie staram się tego robić, choć być może przyniosłoby mi to ulgę.  Niektórzy pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą, mam nadziejż że jeszcze kiedyś się spotkamy.   

Pamiętajmy o ojcu który stracił dziecko, on też bardzo  cierpi

Ojciec utraconego dziecka również odczuwa stratę i pustkę. Często nie daje tego aż tak bardzo poznać, bo nie chce dodatkowo ranić kobiety w żałobie po tak ogromnej stracie. Na pewno przeżywał to inaczej niż ja, ale wiem, że jemu również było bardzo ciężko. Myślę, że miała na to wpływ odpowiedzialność za rodzinę i za kobietę swojego życia. Warto pamiętać o ojcach pogrążonych w żałobie i zaoferować również im pomoc psychologiczną i wsparcie. Oni też w tym szczególnie trudnym okresie potrzebują wsparcia, zrozumienia i ukojenia. Jeżeli facet tego potrzebuje, wiem, że  potrzebuje tego na pewno, wysłuchaj go. Daj mu się wygadać, wypłakać, daj mu na swój własny sposób przeżyć tak ogromną stratę, jaka jest utrata dziecka nienarodzonego.

Jak przetrwać taką tragedię i jak żyć dalej? Nie wiem.  Nie umiem Wam na to pytanie odpowiedzieć. Wiem jednak w jaki sposób można być wsparciem i pomocą dla rodziców, którzy stracili dziecko!  Warto być  z nimi i  blisko nich.  Zapraszam na wpis „Nie przejmuj się, że nie możesz zajść w ciążę, ważne, że masz już jedno dziecko” takimi słowami nie raz zostałam uraczona przez ginekologa, kiedy staraliśmy się o kolejne maleństwo.  Niestety często w naszym życiu dzieje się coś, czego zupełnie się nie spodziewamy, zaskakuje nas, rani i bardzo doświadcza.   Musimy być silni.

*Wiersz napisany przez „Aniołkową mamę”  znalazłam go, gdy  sama szukałam wsparcia i pocieszenia. 

16 thoughts on “Blizna na sercu, która pozostanie do końca życia”

  1. Właśnie minął drugi tydzień odkąd dowiedziałam się, że moje dziecko nie żyje (podobno zatrzymało się w rozwoju na 6 tygodniu). Jestem tydzień po zabiegu. To była moja pierwsza, długo wyczekiwana ciąża. Myślałam, że będzie z dnia na dzień coraz lepiej, ale to tylko pozory. Bólu w sercu chyba nie pozbędę się nigdy. Wiem, że u mnie to jeszcze wciąż bardzo świeże, ale to są takie przeżycia, których się nie zapomina. Chyba trzeba nauczyć się z nimi żyć. Nie wiem czemu lubię myśleć sobie, że jestem mamą, tylko moje dzieciątko odeszło bardzo wcześnie i kiedyś się spotkamy.

  2. Ja 25sierpnia 2018roku urodzilam martwą córeczkę Marcelinke w 35tygodniu ciąży bol i smutek pozostanie choc mam dwie wspaniale corki 12i9lat to boli mnie serce ze jej nie ma z nami ?zostalo tylko pamiatkowe zdjecie.

  3. Kochana, jak ja dobrze Cię rozumiem, jak dobrze rozumiem Twoją stratę. 1 sierpnia 2013 roku straciłam swoje pierwsze dziecko, w 12 tygodniu ciąży. Na sali leżałam z kobietami w ciąży, a pielęgniarka kazała mi się uspokoić, bo jestem młoda i jeszcze niejedno dziecko urodzę, a ja jeszcze bardziej zalewałam się łzami. Drugie dziecko straciłam w lutym 2017 roku w 9 tygodniu. Te straty bolą i na zawsze pozostają w sercu…

  4. Trudno rozmawia się o takich sprawach. Jedni wolą milczeć, inni są nie do końca taktowni. Miałam takie problem, gdy sama zaszłam w ciążę, a koleżanka z pracy akurat była świeżo po poronieniu. Jakoś tak… dziwnie było na początku i kryłam się z własnym brzuchem.

  5. Kochana tule cię mocno. Niewyobrażalna strata małego cudu., kochanego aniołka. I nie do przyjęcia zachowanie w polskich szpitalach. Az się pieści zaciskają gdy o tym czytam.

  6. Bardzo trudne doświadczenie dla wszystkich rodziców:( Ja na szczęście nie straciłam żadnej ciąży, choć przy pierwszej było takie ryzyko. Ale mam wsród znajomych i rodziny kobiety po poronieniach. Mam też ciocię, która pochowała córkę gdy ta miała 22 lata, była moją ukochaną siostrą cioteczną:(

  7. Wiem co to za ból. Niestety tez doświadczylam tego. Do dzis nie moge sie z tym pogodzić, mimo ze mam dwoje najwspanialszych dzieci. W moim sercu i pamięci będzie ten aniołek na zawsze…

  8. Dobrze, że w internecie pomimo wielu niepotrzebnych i zupełnie bezsensownych treści można trafić na takie wpisy. Taka strata jest trudna i bolesna dla całej rodziny.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *